Aromma.pl - Świece sojowe tworzone z pasją
Koleje Mazowieckie uzyskały finansowanie od BGK i PKO Banku Polskiego na zakup nowych pociągów

Koleje Mazowieckie uzyskały finansowanie od BGK i PKO Banku Polskiego na zakup nowych pociągów

Bank Gospodarstwa Krajowego oraz PKO Bank Polski udzieliły Kolejom Mazowieckim blisko 1,9 mld zł finansowania. Kredyt wesprze realizację projektu inwestycyjnego, w ramach którego spółka zakupi 75 nowych, pięcioczłonowych elektrycznych zespołów trakcyjnych (ezt). Nowe pociągi kursować będą praktycznie po całym województwie mazowieckim.

 

W ostatnich miesiącach Koleje Mazowieckie podpisały 2 umowy obejmujące zakup łącznie 75 nowoczesnych ezt typu FLIRT wraz z usługą ich 18-letniego utrzymania, opcją
na wykonanie do dwóch napraw w poziomie utrzymania P4, pakietami naprawczo-pozderzeniowymi oraz szkoleniem pracowników z ich obsługi. Pojazdy zostaną wyprodukowane w Siedlcach przez Stadler Polska Sp. z o.o. Łączna wartość tych kontraktów to ok. 3,9 mld zł netto. 

 

Finansowanie udzielone przez konsorcjum dwóch banków obejmuje ok. 943 mln zł z PKO Banku Polskiego, który jest agentem kredytu i zabezpieczeń i ok. 943 mln zł z BGK. Projekty uzyskały także dofinansowanie z Krajowego Planu Odbudowy i Zwiększania Odporności (KPO) w wysokości ponad 862 mln zł oraz z Programu Fundusze Europejskie dla Mazowsza 2021-2027 (FEM) w wysokości ponad 336 mln zł.

 

Podpisana umowa jest jedną z największych umów kredytowych w Polsce w sektorze transportu kolejowego. Inwestycje Kolei Mazowieckich związane z zakupem nowoczesnych pojazdów to także jedne z największych tego typu projektów w sektorze pasażerskiego transportu kolejowego, współfinansowane środkami unijnymi – z Krajowego Planu Odbudowy i Zwiększania Odporności (KPO) oraz Programu Fundusze Europejskie dla Mazowsza 2021-2027 (FEM).

 

Dzięki inwestycji Kolei Mazowieckich, mieszkańcy województwa będą mogli korzystać z coraz większej liczby nowoczesnych pociągów w codziennych dojazdach do pracy czy szkoły. Rozwój regionalnego pasażerskiego transportu kolejowego realnie wpływa na poprawę warunków życia lokalnych społeczności. Bardzo się cieszę, że jako polski bank rozwoju mamy swój udział w tym ważnym projekcie. Poprzez finansowanie takich inwestycji realizujemy misję BGK, którą jest wspieranie zrównoważonego rozwoju społeczno-gospodarczego Polski. 

Mirosław Czekaj, Prezes Zarządu Banku Gospodarstwa Krajowego.

PKO Bank Polski z pełnym zaangażowaniem wspiera inicjatywy, które przyczyniają
się do realizacji celów klimatycznych Unii Europejskiej, nadając jednocześnie mocny impuls Zielonej Transformacji w obszarze zrównoważonego i nowoczesnego transportu publicznego w Polsce. Jesteśmy dumni, że możemy finansować zakup taboru, który nie tylko podnosi komfort podróżnych, ale również w istotny sposób przyczynia
się do ograniczenia emisji CO2.

Ludmiła Falak-Cyniak, Wiceprezes Zarządu PKO Banku Polskiego nadzorująca Obszar Bankowości Korporacyjnej i Inwestycyjnej.

Podpisanie tej umowy jest dla nas niezmiernie ważne i stanowi kolejny krok w rozwoju naszej spółki. Jest to także istotna informacja dla mieszkańców Mazowsza. Pozyskane środki pozwolą na zrealizowanie naszych planów inwestycyjnych zgodnie z przyjętą strategią taborową. Zakup kolejnych 75 nowoczesnych pojazdów typu FLIRT przyczyni się do polepszenia oferty przewozowej KM oraz umocnienia pozycji Kolei Mazowieckich jako nowoczesnego przewoźnika kolejowego. Obecnie zajmujemy 3 miejsce pod względem udziałów w rynku pasażerskich przewoźników kolejowych. Cieszymy się, że tak wielu podróżnych wybiera nasze pociągi jako swój codzienny środek transportu.

Robert Stępień, Prezes Zarządu, Dyrektor Generalny Kolei Mazowieckich.

Źródło: BGK

Pędząca cyfryzacja i wzmożona aktywność chińskich koncernów na europejskim rynku. Podsumowanie pierwszego półrocza 2024 roku w branży motoryzacyjnej w Polsce

Pędząca cyfryzacja i wzmożona aktywność chińskich koncernów na europejskim rynku. Podsumowanie pierwszego półrocza 2024 roku w branży motoryzacyjnej w Polsce

Raport „Przemysł, handel i usługi w motoryzacji” podsumowujący pierwsze półrocze 2024 roku odzwierciedla niezwykle szybkie tempo zmian, jakie w ostatnich latach zachodzą w branży motoryzacyjnej. Cyfrowa rewolucja i związane z nią regulacje bezpośrednio wpływają na europejską produkcję, dystrybucję aut i części oraz funkcjonowanie warsztatów. Z kolei rosnąca presja ze strony chińskich producentów zmusza europejskie koncerny do dostosowywania strategii, które mają utrzymać ich konkurencyjność i pozycję rynkową.

Chińskie koncerny napierają na Europę

- Ekspansja, która zaczęła się w ubiegłym roku, w bieżącym przyspieszyła. Chińscy producenci już od dawna działają na Starym Kontynencie na wielu frontach – eksportują części, inwestują w produkcję  komponentów, w tym baterii, ale również w produkcję pojazdów. Przejmują również europejskie marki. Wydaje się, że do niedawna działania te nie wzbudzały aż tak dużych obaw. Jednak od ubiegłego roku ich strategia uległa modyfikacji. Na skutek słabości rynku wewnętrznego i restrykcji ze strony Stanów Zjednoczonych, to rynek europejski stał się ich głównym celem – podkreśla Radosław Pelc, analityk sektorowy w Santander Bank Polska.

Przedstawiciele polskiego sektora motoryzacyjnego, którzy wzięli udział w lipcowym badaniu ankietowym, wskazali trzy główne ryzyka związane z chińską ekspansją. Wśród nich jest potencjalny spadek zamówień na części samochodowe produkowanych przez koncerny europejskie. Polski rynek obawia się także wzmożonej produkcji chińskich samochodów w Europie opartych na częściach sprowadzanych z Azji. Te czynniki prowadzą do trzeciego, wskazywanego przez badanych zagrożenia, czyli konieczności obniżania kosztów, zachowując w ten sposób konkurencyjność cenową względem chińskich pojazdów.

- Chiny szybko dostosowują się do zmieniających się warunków. Nie zatrzymały ich unijne sankcje w postaci podwyższonych ceł na importowane z Chin samochody elektryczne. Na przykład światowy lider produkcji aut elektrycznych BYD zapowiedział budowę montowni samochodów na Węgrzech i w Turcji. (…) Do niedawna mieliśmy przekonanie, że to transformacja technologiczna w kierunku napędów bezemisyjnych jest przełomową zmianą w sektorze motoryzacyjnym. Śmiem twierdzić, że to producenci z Chin mogą dokonać jeszcze większych przetasowań na rynku – dodaje Radosław Pelc.

Kondycja produkcji i eksportu w Polsce

Pomimo wyzwań, z jakimi boryka się przemysł samochodowy, niemal 60% firm zajmujących się produkcją części motoryzacyjnych w Polsce odnotowało wzrosty wielkości produkcji w pierwszej połowie 2024 roku w porównaniu do zeszłego roku. Niemal 31% respondentów wskazało wzrosty na poziomie powyżej 10%. Jednak stan ten nie jest równomierny – liczba firm zgłaszających spadki produkcji wzrosła o prawie 5 punktów procentowych w porównaniu z poprzednim okresem. Te zmienne wyniki wskazują na rosnące wyzwania związane z globalną konkurencją oraz rosnącymi kosztami operacyjnymi.

Z kolei udział eksportu i sprzedaży zagranicznej w przychodach polskich dystrybutorów części motoryzacyjnych nie zmienił się znacząco w porównaniu do ostatniego badania, co wskazuje na stabilizację na tym polu. 59,1% firm nie odnotowało zmian w przychodach z eksportu, 22,7% firm zgłosiło wzrosty, natomiast 18,3% zaraportowało spadki. Dla 36,5% firm eksport stanowi ponad 30% całkowitych przychodów, co podkreśla jego rosnącą rolę w działalności polskich dystrybutorów części – w 2023 r. odsetek ten wyniósł 32%.

Europa coraz intensywniej inwestuje za oceanem

W obliczu rosnącej intensywności konkurencji, spadającej konkurencyjności europejskiej produkcji i relatywnie słabych warunków do inwestowania w Europie, coraz więcej producentów motoryzacyjnych rozważa lub decyduje się na przenoszenie swoich inwestycji poza granicę Starego Kontynentu. Szczególnie atrakcyjnym kierunkiem stała się Ameryka Północna, dokąd inwestorów przyciąga dynamicznie rozwijający się rynek, silne wsparcie rządowe oraz korzystne warunki dla prowadzenia biznesu. USA przewyższają obecnie Unię Europejską pod względem inwestycji w zakłady produkujące baterie i półprzewodniki, które są kluczowe dla przyszłości branży samochodowej, zwłaszcza w kontekście pojazdów elektrycznych. Ten trend może mieć dalekosiężne konsekwencje dla Europy, która od dawna była uważana za globalne centrum innowacji w branży motoryzacyjnej. Jeżeli się utrzyma, Europa może stracić swoją przewagę technologiczną, co w dłuższej perspektywie może wpłynąć na dalszy spadek konkurencyjności europejskich producentów na globalnym rynku.

Wpływ unijnych rozporządzeń, w tym PPWR

Niezwykle istotnym elementem wpływającym na działalność firm jest otoczenie regulacyjne. Szacuje się, że prawie 80% prawa dotyczącego branży motoryzacyjnej uchwalanego jest na poziomie Unii Europejskiej. Niezależny rynek z niecierpliwością czeka na propozycję sektorowych przepisów, które określą ramy dostępu do danych pokładowych pojazdów oraz wesprą wolną konkurencję w tym obszarze. W zbliżającej się kadencji Parlamentu i Komisji ważnymi tematami będą również rewizja MVBER, przepisów od lat wzmacniających konkurencję na europejskim rynku, a także kwestia cyberbezpieczeństwa czy regeneracji części motoryzacyjnych. Ponadto w ostatnich latach UE skupia się niezwykle mocno na wprowadzaniu zasad gospodarki o obiegu zamkniętym. Zgodnie z nowym rozporządzeniem PPWR, wszystkie opakowania od 2030 r. będą musiały nadawać się do recyklingu w co najmniej 70%. Dodatkowo przepisy zobowiązują producentów do minimalizacji opakowań oraz ujednolicenia oznaczeń i etykiet. W przypadku przemysłu samochodowego, który także generuje znaczne ilości odpadów opakowaniowych, będzie to dodatkowy obowiązek wykorzystywania materiałów i technologii, które umożliwią spełnienie nowych wymogów.

Wyniki raportu pokazują, że prawie dwie trzecie firm już teraz dostrzega wpływ tych przepisów na swoją działalność, choć większość ocenia go jako nieznaczny. Jednak w miarę zbliżania się terminu wejścia w życie rozporządzenia, presja na dostosowanie procesów produkcyjnych i logistycznych będzie rosła.

Transformacja cyfrowa nową rzeczywistością dla warsztatów

Coraz większa liczba części i komponentów samochodów wyposażona jest w zaawansowaną elektronikę i czujniki. Zwiększa to poziom ich skomplikowania, ale również kładzie dodatkowy nacisk na kwestie bezpieczeństwa cyfrowego. Dlatego też naprawy coraz częściej wymagają już nie tylko wiedzy mechanicznej, ale również związanej z programowaniem. To samo tyczy się narzędzi – nowsze pojazdy wymagają stosowania coraz bardziej zaawansowanych części i urządzeń potrzebnych do ich instalacji, a także komunikacji z pojazdami. Kluczowy dla naprawy jest dostęp do danych pokładowych pojazdów, często ograniczany przez producentów aut i wymagający ich autoryzacji.  Niestety koszty takiego dostępu sięgają od 500 do nawet 2000 zł dla zdecydowanej większości warsztatów w Polsce, powodując dodatkowe wydatki dla placówek, które niekoniecznie zajmują się naprawą jedynie określonej marki.  

Kolejnym obszarem w nowej rzeczywistości jest system SERMI, służący akredytacji dostępu do informacji dotyczących napraw i konserwacji pojazdów silnikowych związanych z bezpieczeństwem. Bazuje na unijnej regulacji mającej zapewnić niezależnym warsztatom pełen dostęp do tych samych informacji związanych z serwisem i naprawami pojazdu, które mają serwisy autoryzowane. Warunkiem jest oczywiście spełnienie przez niezależne warsztaty określonych standardów bezpieczeństwa i uzyskanie certyfikatu. Najprawdopodobniej SERMI będzie obowiązywało w Polsce od 4 kwartału 2024 roku. Jednak, wnioski z badania pokazują, że świadomość i przygotowanie do wdrożenia tego systemu są wciąż bardzo niskie. Blisko połowa ankietowanych nie słyszała o planowanych przepisach.

- Coraz częściej oprócz kosztu roboczogodziny i części należy również doliczyć koszt diagnostyki i możliwości dostępu do danych pojazdu. Wysokie koszty pracy powodowane są nie tylko ogólnym wzrostem płac w gospodarce, ale również niedoborem mechaników. W związku z tym konieczna jest silna promocja tego zawodu wśród młodzieży, aby zapewnić stały dopływ kadr do pracy w warsztatach - zauważa Alfred Franke, Prezes Grupy MotoFocus.

Pozytywne oceny w obliczu wyzwań

W polskiej branży motoryzacyjnej wciąż przeważają wzrosty przychodów, a także optymistyczne spojrzenia w przyszłość. Jednakże dynamika tego wzrostu, rok do roku, spada. Spowolnienie jest jeszcze bardziej widoczne w prognozach producentów na kolejne półrocze. Już tylko połowa z ankietowanych firm nadal spodziewa się wzrostu. Jedna trzecia nie przewiduje zmian, a prawie jedna piąta przewiduje spadki. Wyniki te dość dobrze korespondują z odczuciami całego europejskiego rynku. Cykliczne badanie CLEPA Pulse Check również od roku pokazuje coraz mniejszy optymizm co do przyszłości wśród producentów części motoryzacyjnych. Zadyszka ta przychodzi w kolejnym trudnym dla europejskiej motoryzacji momencie. Ekspansja chińskich producentów na Stary Kontynent staje się coraz bardziej intensywna. Ta sytuacja wymaga od branży wzmocnienia działań mających na celu zwiększenie konkurencyjności oraz adaptację do nowych realiów rynkowych. Jednym z kluczowych obszarów do dalszego rozwoju jest wdrażanie zaawansowanych technologii, które mogą pomóc w zachowaniu konkurencyjności, szukanie możliwości obniżenia kosztów, czy uniezależnienie się od dostaw niektórych kluczowych komponentów spoza Europy. Z kolei w obszarze usług niezbędne będą inwestycje w edukację, praktyczne szkolenie kadr i promowanie zawodu mechanika, aby zachować wysoki poziom i odpowiednią podaż usług.

Zapraszamy do zapoznania się z raportem, który przedstawia podsumowanie i prognozy także w innych, istotnych obszarach sektora motoryzacyjnego. Dotyczą one między innymi zmian w poziomach zapasów surowców i komponentów, które odzwierciedlają niepewność na rynku dostaw. Ponadto, raport przedstawia aspekt wpływu sankcji na eksport części motoryzacyjnych do krajów trzecich oraz związane z tym trudności logistyczne i formalne, które mogą w znaczący sposób wpłynąć na rentowność polskich firm eksportujących. Sankcje te są szczególnie dotkliwe w kontekście rosnących napięć politycznych i gospodarczych na arenie międzynarodowej.

Raport „Przemysł, handel i usługi w motoryzacji. Podsumowanie sytuacji po I półroczu 2024 r. i prognozy” powstał w oparciu o badanie przeprowadzone w lipcu 2024 na trzech grupach podmiotów tworzących polski przemysł motoryzacyjny: producentach części, dystrybutorach oraz przedstawicielach warsztatów w łącznej liczbie 250 osób. Badanie zostało przeprowadzone przez MotoFocus.pl we współpracy ze Stowarzyszeniem Dystrybutorów i Producentów Części Motoryzacyjnych, Santander Bank Polska i Polską Agencją Inwestycji i Handlu.

Źródło: Santander

Ulgi dla początkujących przedsiębiorców

Wysokie koszty to główna przyczyna odwlekania decyzji o założeniu firmy przez wielu przyszłych przedsiębiorców. Obawy związane z wydatkami na start mogą skutecznie odstraszać od realizacji marzeń o własnym biznesie. W tym artykule przybliżymy praktyczne ulgi i wsparcie dostępne dla właścicieli młodych firm, które mogą znacznie ułatwić rozwój działalności od pierwszych dni funkcjonowania firmy.

Działalność nierejestrowana - biznes bez formalności

 

Działalność nierejestrowana to świetny sposób na wypróbowanie pomysłu na własny biznes. Nie wymaga ona rejestracji w CEIDG, nie ma też obowiązku opłacania składek ZUS. Może mieć charakter okazjonalny lub dorywczy. Często jednak stanowi pierwszy etap rozwoju firmy .

 

Prowadzący firmę w tej formie muszą pamiętać o prowadzeniu uproszczonej ewidencji sprzedaży. Po przekroczeniu miesięcznego limitu przychodu w wysokości 75% minimalnego wynagrodzenia (red. przyp. od 1 lipca 2024 jest to 4300 zł brutto), czyli kwoty 3225 brutto zł należy w ciągu 7 dni zarejestrować działalność gospodarczą.

Jeśli przedsiębiorca przekroczy ten próg lub od razu chce prowadzić pełną działalność, należy dopełnić obowiązku rejestracji firmy w Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej. Zarejestrowanie firmy w CEiDG otwiera z kolei możliwość skorzystania z dostępnych ulg oraz wsparcia dla przedsiębiorców. 

 

Ulga na start - zwolnienie z ZUS na pierwsze pół roku

 

Nowy przedsiębiorca może liczyć na szereg ułatwień na początku prowadzenia firmy. Jednym z nich jest ulga na start. Na czym polega?

Korzystający z tej ulgi przez pierwsze pełne 6 miesięcy prowadzenia działalności gospodarczej nie płacą składek na ubezpieczenia społeczne - emerytalne, rentowe oraz wypadkowe. Do zapłaty pozostaje im jedynie składka zdrowotna.

 

Ulga na start ma charakter dobrowolny. Mimo że perspektywa zwolnienia ze składek ZUS jest bardzo kusząca, to wywołuje ono poważne konsekwencje. Jak mówi Paulina Chwil, Lider Zespołu Księgowego w firmie CashDirector S.A.:

-       Przedsiębiorcy korzystający z ulgi na start muszą liczyć się z tym, że w tak atrakcyjnym rozwiązaniu tkwi pewien haczyk. Owszem, ulga niesie krótkoterminowe oszczędności, ale ma także minusy, których nie można ignorować. Należy pamiętać, że ZUS zaliczy czas korzystania z ulgi na start jako okres nieskładkowy. Ponadto w razie choroby przedsiębiorca nie otrzyma zasiłku chorobowego, nie nabędzie też prawa do zasiłku macierzyńskiego oraz opiekuńczego. Dlatego decyzję o skorzystaniu z tej ulgi warto dobrze przemyśleć i skonsultować ze swoim księgowym.

 

Preferencyjne składki ZUS - obniżone koszty przez 2 lata działalności

 

Gdy okres ulgi na start się zakończy, przedsiębiorca wciąż może uniknąć opłacania składek ZUS w pełnej wysokości. Taką możliwość stwarza preferencyjny ZUS. Można korzystać z tej opcji niezależnie od ulgi na start, wybierając ją już na początku prowadzenia działalności.

 

Ile wynosi ZUS preferencyjny? Składki ZUS oblicza się analogicznie jak pełny ZUS z tym, że podstawą jest tutaj zadeklarowana kwota. Podstawa dla składek preferencyjnych nie może być niższa niż 30% minimalnego wynagrodzenia, w 2024 r. wynosi więc co najmniej 1290 zł. Wyliczona z niej suma składek to 408,16 zł.

Podobnie jak ulga na start również ta opcja wymaga przemyślenia. Zdaniem Pauliny Chwil:
- Niższa wysokość składek na ubezpieczenia społeczne oznacza mniejsze świadczenia emerytalne dla przedsiębiorcy w przyszłości oraz niewielkie świadczenia chorobowe wypłacane przez ZUS. W tym przypadku należy również przeanalizować długoterminowe i realne konsekwencje korzystania z ulgi. Jej opłacalność zależy bowiem od indywidualnej sytuacji ubezpieczonego.

 

Mały ZUS Plus - niskie składki przy niższych dochodach

 

Przedsiębiorcy, których przychody z poprzedniego roku kalendarzowego nie przekroczyły 120 tys. złotych, mogą skorzystać z ulgi Mały ZUS Plus. Maksymalny okres korzystania z tego rozwiązania to 36 miesięcy w ciągu ostatnich 60-ciu.

Mały ZUS Plus przewiduje obniżenie podstawy do wyliczenia składek do minimalnej wysokości 30% najniższej pensji, czyli tak samo jak przy preferencyjnym ZUSie. Jednak nie może być ona wyższa niż  60% prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego ustalonego na dany rok, czyli nie wyższa niż przy pełnych składkach ZUS.

Plusem tej ulgi jest dostosowanie wysokości składek do niższych dochodów osiąganych przez przedsiębiorców.

 

Pozostałe ulgi i wsparcie dla przedsiębiorców

 

Przedsiębiorcy mogą korzystać z kilku ulg i ułatwień nie tylko na początku swojej działalności. Jedną z nich jest ulga na nowe technologie, która pozwala na odliczenie kosztów związanych z wdrażaniem innowacyjnych rozwiązań. Dodatkowo, mikrofirmy mogą skorzystać z uproszczonych obowiązków związanych z Jednolitym Plikiem Kontrolnym (JPK), co znacząco redukuje obciążenia administracyjne.

 

Ważnym elementem wsparcia jest także możliwość odliczenia VAT od zakupów inwestycyjnych, co pomaga firmom w realizacji nowych projektów. Ponadto, przedsiębiorcy mogą ubiegać się o dotacje unijne oraz wsparcie z urzędów pracy, które mogą stanowić istotne zastrzyki finansowe, niezbędne do rozwoju działalności i tworzenia nowych miejsc pracy.

 

Dzięki tym ulgom i dotacjom, prowadzenie firmy w Polsce staje się bardziej opłacalne i dostępne, w szczególności dla nowych przedsiębiorców, sprzyjając jednocześnie innowacyjności i wzrostowi gospodarczemu.

Źródło: CorePR

Rosnące zadłużenie i cyberzagrożenia – oto choroby prywatnej służby zdrowia

Rosnące zadłużenie i cyberzagrożenia – oto choroby prywatnej służby zdrowia

Pomimo że coraz więcej klientów korzysta z prywatnych usług medycznych, branża ta zmaga się z zadłużeniem wynoszącym blisko 182 mln zł. Chociaż ceny pakietów rosną, to wzrasta również liczba zadłużonych gabinetów lekarskich, których w bazie danych Krajowego Rejestru Długów jest już 2974. To jednak nie obniża wiarygodności płatniczej firm z tego sektora – scoring branży pozostaje wciąż na wysokim poziomie. Poważne zagrożenia czyhają jednak również z innej strony. 

 

Pacjenci coraz chętniej korzystają z usług prywatnych przychodni, gabinetów lekarskich, pracowni rehabilitacyjnych i fizjoterapeutycznych, czy praktyk pielęgniarek oraz położnych. Jak wynika z danych Polskiej Izby Ubezpieczeń (PIU), na taki wydatek w ubiegłym roku zdecydowało się 4,8 mln Polaków. Dla porównania, to o 600 tys. osób więcej niż w 2022 r.

Niestety klienci prywatnych placówek medycznych muszą coraz głębiej sięgnąć do portfela. Według szacunków Aon Polska, brokera zarządzania ryzykiem i pośrednika ubezpieczeniowego, od 2022 r. pakiety podrożały średnio o 20 proc. Jednak nadal wielu pracodawców zapewnia swoim pracownikom takie abonamenty jako benefity pozapłacowe.

– Pomimo dużego zainteresowania klientów, długi prywatnych gabinetów lekarskich wynoszą prawie 182 miliony złotych. Już blisko 3000 takich podmiotów ma nieopłacone faktury wobec wierzycieli. Średnie zadłużenie przypadające na jedną prywatną placówkę medyczną wynosi 61 tysięcy złotych. Paradoksalnie rosnąca liczba pacjentów nie idzie w parze z malejącymi długami, które wzrosły o 9 milionów złotych w porównaniu do tego samego okresu ubiegłego roku. Inflacja spowodowała, że ceny usług i zabiegów medycznych bardzo podrożały. Ponadto wielu medyków ma zaciągnięte kredyty i umowy leasingowe, które przez wciąż utrzymujące się na wysokim poziomie stopy procentowe, okazały się trudne do udźwignięciamówi Adam Łącki, prezes Zarządu Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej.

Najbardziej zadłużone są prywatne placówki medyczne z województwa mazowieckiego, które są winne wierzycielom 45,8 mln zł. Z tego regionu pochodzi też rekordzista mający do oddania 4 mln zł bankowi oraz firmom: leasingowej i windykacyjnej. Natomiast na drugim miejscu z długiem przekraczającym 24 mln zł znajduje się województwo śląskie, a na trzecim Małopolska z przeterminowanymi zobowiązaniami finansowymi w wysokości 16,3 mln zł.

 

Kosztowny sprzęt i wyższe opłaty stałe

78 mln zł prywatne gabinety medyczne są winne wtórnym wierzycielom, czyli funduszom sekurytyzacyjnym i firmom windykacyjnym. Ponad 56 mln zł to zadłużenie wobec banków. Natomiast 16,3 mln zł branża medyczna ma do oddania firmom leasingowym. Oprócz tego medycy zalegają operatorom komórkowym i stacjonarnym 4,6 mln zł, a dostawcom energii elektrycznej 2,3 mln zł.

Za pomocą kredytu i leasingu właściciele prywatnych placówek medycznych finansują wyposażenie gabinetu w sprzęt, meble czy oprogramowanie, a także zakup samochodów. W ten sposób unikają ponoszenia jednorazowo dużych wydatków. Niestety nie zawsze są w stanie zbilansować przychody z działalności z kosztami jej prowadzenia, które znacząco wzrosły w ciągu ostatniego roku. Medycy musieli zmierzyć się z dużymi podwyżkami cen energii czy najmu. W efekcie pojawiają się problemy z terminowym regulowaniem zobowiązań. Największym obciążeniem finansowym dla medyków są właśnie niespłacone raty leasingowe i kredytowe, a w dalszej kolejności opłaty stałe za media – wyjaśnia Adam Łącki.

 

Jednoosobowi dłużnicy

Prawie 3/4 zadłużenia (73 proc.) w branży prywatnej opieki medycznej stanowią jednoosobowe działalności gospodarcze, które są winne wierzycielom 136,8 mln zł. Z kolei długi 27 proc. spółek prawa handlowego wynoszą blisko 45 mln zł.

Mimo rosnącego zadłużenia gabinetów lekarskich, sektor prywatnych usług medycznych wciąż cechuje wysoki poziom wiarygodności płatniczej. Z lipcowego scoringu KRD wynika, że ponad 97 proc. podmiotów ma trzy najwyższe oceny (A, B i C). Potencjalne ryzyko transakcyjne może więc dotyczyć relatywnie niewielkiego grona firm. Warto jednak zwrócić uwagę, że odsetek tych najbardziej wiarygodnych płatniczo w ostatnich 12 miesiącach skurczył się o 3,6 proc., a wzrósł we wszystkich pozostałych kategoriach.

 

Dane pacjentów na celowniku hakerów

Rosnące zadłużenie to nie jedyny poważny problem prywatnej opieki medycznej. Z raportu „Cyberbezpieczeństwo w polskich firmach 2023” przygotowanego przez Vecto wynika, że branża ochrony zdrowia jest, obok sektora bankowego i administracji publicznej, szczególnie narażona na ataki hakerów. Potwierdzają to również wycieki danych z niepublicznych placówek. W marcu bieżącego roku w wyniku zhakowania serwerów dostawcy oprogramowania do rezerwacji wizyt cyberprzestępcy wykradli, a następnie opublikowali w Internecie dane osobowe pacjentów DCG Centrum Medyczne, All-Med i Nowa 5. Z kolei w czerwcu to samo spotkało osoby korzystające z usług CDT Medicus.

– Lekarze i placówki świadczące prywatne usługi medyczne wydają sporo pieniędzy na wyposażenie gabinetu w sprzęt, od którego zaawansowania zależy jakość diagnozy i szybkość leczenia. Niestety często zapominają o przestrzeganiu podstawowych zasad cyberbezpieczeństwa, narażając dane osobowe pacjentów na kradzież przez hakerów. Potwierdzają to wykryte wycieki z dużych przychodni, gdzie często dane są przechowywane na serwerach zewnętrznych firm, które stosują zabezpieczenia przed atakami hakerskimi. Jednak pomimo tego niektóre przychodnie nie zdołały się przed nimi uchronić. Można przypuszczać, że jeszcze słabszy poziom ochrony panuje w jednoosobowych gabinetach lekarskich. Z naszego badania wynika, że zaledwie 35 proc. mikrofirm ma wgrane aktualne, pełne wersje programów antywirusowych na służbowych komputerach, a tylko 40 proc. zabezpiecza pliki i foldery hasłami. Nic więc dziwnego, że dane pacjentów są łatwym łupem dla hakerów ostrzega Bartłomiej Drozd, ekspert serwisu ChronPESEL.pl.

A warto wiedzieć, że taki wyciek danych pacjentów z prywatnej placówki medycznej może być dla niej bardzo kosztowny. Niedawno Urząd Ochrony Danych Osobowych nałożył karę w wysokości prawie 1,5 mln zł na spółkę American Heart of Poland, z której hakerzy wykradli dane osobowe 21 tys. pacjentów i pracowników firmy.

Badanie zostało przeprowadzone przez TGM Research na zlecenie serwisu ChronPESEL.pl i Krajowego Rejestru Długów pod patronatem Urzędu Ochrony Danych Osobowych (UODO) w maju 2024 r. techniką wywiadów internetowych (CAWI) na próbie 400 przedstawicieli firm MMŚP spełniających kryterium decyzyjności oraz przetwarzających dane osobowe.

Źródło: KRD

Eksperci nie mają złudzeń. Polacy będą coraz więcej płacić za zakupy. Większość kategorii będzie drożeć

Eksperci nie mają złudzeń. Drożyzna znowu się rozpędza. Większość kategorii będzie notowała wzrosty

 

Eksperci prognozują. W sklepach wciąż będzie drogo. Większość kategorii będzie w trendzie wzrostowym

 

Eksperci twierdzą, że co najmniej do końca roku większość kategorii w sklepach będzie w trendzie wzrostowym

 

Eksperci nie mają złudzeń. Polacy będą coraz więcej płacić za zakupy. Większość kategorii będzie drożeć

 

Eksperci ostrzegają. Nie ma co liczyć na tańsze zakupy. Większość kategorii w sklepach wciąż będzie drożeć

 

Polacy wciąż obserwują wzrost cen w sklepach. Nadal większość kategorii sukcesywnie drożeje, w tym np. napoje, dodatki spożywcze, słodycze, chemia gospodarcza czy pieczywo. Z kolei tanieją m.in. warzywa i produkty tłuszczowe. Tak wynika z ostatnio opublikowanego raportu pt. „Indeks Cen w Sklepach Detalicznych”. Eksperci komentujący te dane uważają, że od września do października podwyżki rdr. sięgną ok. 5%. Do tego niektórzy zapowiadają, że koniec roku może przynieść wzrosty cen o 6-7% rdr. I nawet wojna cenowa wśród dyskontów nie wyhamuje tego trendu. Możliwe są także spadki cen niektórych kategorii, ale ogólny kierunek ma być niekorzystny dla konsumentów.

Znawcy rynku zgodnie spodziewają się utrzymania ogólnego trendu wzrostowego cen najczęściej kupowanych produktów spożywczych, chemicznych i art. dziecięcych. Tak wynika z niedawno opublikowanego raportu pt. „Indeks Cen w Sklepach Detalicznych”. W obrębie poszczególnych kategorii sytuacja może wyglądać jednak różnie.

– W perspektywie drugiej połowy wakacji nie oczekiwałbym większych zmian cenowych w sklepach. Natomiast w okresie od września do października możemy spodziewać się dalszych, powolnych, ale systematycznych wzrostów cen do poziomu średnio ok. 5% rdr. Jest on już coraz bliżej. Zgodnie z ostatnim raportem w lipcu br. ceny w sklepach wzrosły już rdr. średnio o 3,9%, po skokach o 3,1% w czerwcu i 2,9% w maju – ocenia dr Tomasz Kopyściański z Uniwersytetu WSB Merito.

Dr Piotr Arak, główny ekonomista VeloBanku, uważa, że powinniśmy obserwować podnoszenie się dynamiki cen w okresie wakacyjnym, a następnie – we wrześniu i w październiku. Różnice miesiąc do miesiąca mogą być niewielkie, ale w granicach 4% będą się utrzymywać. Dodatkowo w Polsce panuje susza, co niestety stało się niemal corocznym zjawiskiem ze względu na zmiany klimatyczne.

– Oczekujemy, że jej skutki przełożą się na ceny, zwłaszcza we wrześniu i w październiku, gdy na rynek trafią warzywa i owoce z tegorocznych zbiorów. Dodatkowo ceny żywności rosną na całym świecie, a obawy dotyczące zbiorów zbóż w Europie prowadzą do podwyżek. W efekcie może to wpłynąć na wzrost cen mąki, pieczywa, a także pasz dla zwierząt, co z kolei przełoży się na ceny mięsa – zauważa ekspert z VeloBanku.

Natomiast Marcin Luziński z Santander Bank Polska przewiduje, że roczna dynamika cen będzie dalej przyśpieszała. Jednak, jego zdaniem, wzrost nie będzie tak mocny, jak w okresie wysokiej inflacji w latach 2021-2022. Ekspert zakłada, że co miesiąc możemy widzieć wzrosty dynamiki rzędu 0,5 punktu procentowego, zatem we wrześniu lub w październiku możemy przebić poziom 5%. Do tego Robert Biegaj z Grupy Offerista twierdzi, że prawdopodobnie tuż po wakacjach retailerzy będą chcieli sobie odbić ponoszone od dłuższego czasu koszty, a wtedy klientów czeka dodatkowy szok cenowy. Dodaje też, że konsumenci powinni być przygotowani na powakacyjny wzrost przewyższający 4-5% rdr. I to jest raczej optymistyczny scenariusz, który zrealizuje się, jeżeli nic nowego nie wstrząśnie rynkiem.

– Należy spodziewać się mocnego wzrostu cen czekolady i olejów. Pod koniec wakacji na rynek będą wchodzić krajowe owoce. Szacunki mówią o nawet 10% spadkach produkcji. Pojawi się wtedy impuls wzrostowy. Susza nie zaszkodziła zbytnio warzywom i tegoroczne zbiory będą lepsze od ubiegłorocznych, a zatem nie powinny one tak mocno iść w górę. Mięso może drożeć wolniej od innych produktów, zwłaszcza wieprzowina, bo w ostatnim czasie znacznie wzrosła jej podaż – ocenia Marcin Luziński.

Utrzymania się niskiej rocznej dynamiki cen warzyw, niewykluczone że ujemnej, spodziewa się także dr Mariusz Dziwulski z PKO BP. W jego opinii, wszystko wskazuje na wyższą ich podaż w tym roku, zarówno w kraju, jak i na rynkach zagranicznych. Według wstępnego szacunku GUS, tegoroczne zbiory warzyw gruntowych mogą być wyższe o 2% rdr.

– Uwagę zwracają niższe ceny warzyw spod osłon w ostatnich miesiącach. Wyższa produkcja pomidorów w Hiszpanii oraz w Holandii, która odbudowała się po spadkach, wywołanych wysokimi kosztami energii w latach 2022-2023, przekłada się ujemnie na rynek krajowy. Niższe ceny, również z powodu wyższej podaży w UE, notuje się na rynku papryki – dodaje dr Dziwulski.

Tanieć powinny nadal produkty tłuszczowe. Jednym z czynników wpływających na spadki ich cen jest eksport surowców z Ukrainy. Jak uzupełnia Robert Biegaj, w sezonie 2023/2024 wyeksportowano 57,5 mln ton zbóż i nasion oleistych. Był to wolumen zbliżony do zeszłorocznego, znacznie lepszy od wstępnych prognoz.

– Produkcja zbóż i nasion oleistych wyniosła 82,8 mln ton i była o kilkanaście procent wyższa niż we wcześniejszym sezonie. Ewentualny wzrost cen rzepaku, wynikający z niższego areału, m.in. w UE, może prowadzić do wyhamowania spadku cen artykułów tłuszczowych – prognozuje Michał Bieńkowski, Starszy Analityk Sektora Food and Agri w Banku BNP Paribas.

Ekspert zauważa, że podobnie było z produktami zbożowymi, ponieważ w pierwszej połowie roku ceny pszenicy na giełdach spadały. Późną wiosną notowania odbiły się z powodu obaw związanych z tegorocznym potencjałem produkcji pszenicy we Francji, które mogą być najniższe od kilkudziesięciu lat. W Polsce zbiory zbóż ozimych dobiegają końca, a jarych – są na zaawansowanym etapie.

– Całkowite prognozowane zbiory zbóż podstawowych w Polsce mogą być niższe o ok. 4% w ujęciu rdr. Polskie ceny pszenicy w znaczącym stopniu zależą jednak od kształtowania się notowań tych zbóż na rynku międzynarodowym. W bieżącym sezonie spodziewamy się znaczących spadków zbiorów pszenicy we Francji, Niemczech, Ukrainie i Rosji, co może przeciwdziałać dalszym spadkom cen – dodaje Michał Bieńkowski.

Natomiast jak twierdzi dr Tomasz Kopyściański z Uniwersytetu WSB Merito, w dłuższym okresie na wzrosty cen w sklepach będą oddziaływać ryzyka opłat za nośniki energii i kolejnej podwyżki płacy minimalnej od stycznia 2025 roku. Dlatego konsumenci raczej będą stykać się z kategoriami, których ceny będą rosnąć. I nie wystarczy już nawet efekt wojny cenowej na rynku. Z kolei ekspert z Grupy Offerista dodaje, że wspomniana wojna cenowa wprawdzie wciąż skutecznie „ucina” ceny, ale to już raczej niedługo potrwa. Powinna się wykruszyć, bo zwyczajnie działania te straciły swoją świeżość i dynamikę. Poza tym obniżanie marż na dłuższą metę nie ma sensu biznesowego. A każda wojna kosztuje i przynosi straty. Można to zauważyć po ostatnich wynikach finansowych jednego z głównych dyskontów w Polsce.

– Stopniowo realizuje się scenariusz, w którym zapas marż wykorzystany do wojny cenowej dyskontów, pozwala na odbudowę wyników. Po lipcu konsumenci będą przyzwyczajani do tego, by akceptować wyższe poziomy wzrostów cen, bo energia podrożała – uzupełnia dr Piotr Arak.

W efekcie większość kategorii będzie drożała. Czeka to – według przewidywań ekspertów – zarówno wspomniane już słodycze i desery, mocno zwyżkujące cenowo w ostatnich miesiącach, jak i inne kategorie, m.in. chemię gospodarczą czy – zgodnie z ostatnią edycją ww. raportu – napoje bezalkoholowe.

– Po pierwsze, wpływa na to popyt. Jest gorąco i napoje są pożądane. Po drugie, wzrosły koszty komponentów, np. owoców i syropów, koncentratów. Cukier też nie jest tani, w dodatku opodatkowany w napojach. Nic nie wskazuje na to, żeby – choćby tylko z powodu kosztu pracy w rolnictwie i w samym przemyśle przetwórczym – ceny i koszty spadły. Jest drogo, a może być jeszcze drożej – przyznaje dr Andrzej Maria Faliński ze Stowarzyszenia Forum Dialogu Gospodarczego.

Ponadto prof. Sławomir Jankiewicz z Uniwersytetu WSB Merito zauważa, że na wzrost cen napojów składa się kilka elementów. Pierwsze, jest to zwyżka kosztów produkcji (m.in. energii i płac) oraz surowców. Po drugie, należy wziąć pod uwagę kwestie związane z ochroną środowiska i ze zrównoważonym rozwojem (np. zmniejszenie szkodliwości produkcji, ekologiczne opakowania).

– W przypadku słodyczy również nie brakuje wskazań do wzrostów. Nieregularność opadów i duża zmienność temperatury będą powodowały zmniejszanie plonów z ha i ich gorszą jakość. Dodatkowo systematycznie wzrastająca otyłość w społeczeństwie i poszukiwanie możliwości zwiększenia wpływów do budżetu mogą spowodować wzrost opłat dodatkowych na surowce służące do produkcji lub bezpośrednio na słodycze. W efekcie ceny słodyczy mogą znacznie wzrastać – ocenia ekspert z Uniwersytetu WSB Merito.

Jego zdaniem, będzie drożało także pieczywo, którego ceny zdeterminowane są kosztami gazu i energii. Likwidacja tarcz oraz wzrost cen ww. surowców w kolejnych miesiącach tego roku spowoduje podniesienie kosztów produkcji. Kolejny czynnik, mający na to wpływ, to wzrost cen paliw, co przyczynia się do podwyżki kosztów transportu. Branża też odczuła zmianę VAT, a to wpływa pośrednio na ceny pieczywa.

– Problemem są też koszty zatrudnienia. Wzrost średniej płacy i płacy minimalnej przekłada się na konieczność zwiększania płac w piekarniach, a to podnosi koszty. Na tego tupu biznesy też wpływają ceny na rynku zbóż. Niestety nie mogą one korzystać z dostępnego na rynku zboża technicznego z uwagi na brak spełniania przez nie norm jakościowych, chociaż poprzedni rząd świadomie dopuścił je do spożycia przez ludzi i zwierzęta i to mimo sprzeciwu specjalistów – wytyka prof. Jankiewicz.

Z kolei Robert Biegaj zwraca uwagę na kolejny czynnik. Jeśli konsumpcja będzie rosła wraz z nastrojami zakupowymi Polaków, to wówczas sieci handlowe dodatkowo podkręcą ceny. Będą chciały przy okazji zarobić, ale też odbić sobie poprzednie słabsze okresy. Wobec tego ceny w sklepach na pewno pójdą w górę. I w grudniu może się to skończyć wzrostem nawet o 6-7% rdr. Nie można też wykluczyć tego, że to będzie jeszcze większy skok.

– W 2025 roku możemy mieć do czynienia z dalszym wzrostem poziomu inflacji, tj. nawet w przedziale 7-10%. Spowodowane to będzie m.in. wzrostem cen energii, gazu, paliw i usług, podniesieniem opłat dystrybucyjnych oraz zwiększeniem ciepła sieciowego – podsumowuje prof. Jankiewicz.

Źródło: MondayNews 

 



















 








Finansovo.pl

Finansovo.pl - Nowocześnie o finansach.

Najnowsze informacje z zakresu finansów osobistych, finansów firmowych, dostępnych promocji, aktualnych dotacji, możliwości lokowania środków, podatków, ubezpieczeń, publikowanych raportów.

Napisz do nas: finansovo@finansovo.pl

Reklama

We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.